górne tło

Z pamiętnika Wyzwolonej_1918 – odc.7

Filozofia w międzywojennym Krakowie: odwieczne pytanie „jak żyć?” wybrzmiewało również i wówczas. W latach 20. gospodynie domowe i młodzież zaczytywała się w przeróżnych podręcznikach o „sztuce życia”, a na uniwersytetach i w kręgach artystycznych rozważano modne w czasach międzywojennych idee i prądy, takie jak pragmatyzm, bergsonizm czy psychoanaliza.

Filozofia w Krakowie w latach 1910-1918

Na krótko przed odzyskaniem przez Polskę Niepodległości, akademicy interesowali się nie tylko przyrodą i pragmatyzmem, ale też metafizyką. Grono myślicieli i filozofów związanych z Uniwersytetem Jagiellońskim szerzyło w tych trudnych czasach swoje oryginalne tezy. Jedną z najbarwniejszych postaci tego okresu był Wincenty Lutosławski – piewca mesjanizmu polskiego i spirytualizmu, znany ze swoich niekonwencjonalnych pomysłów i ekscesów, jak np. stawienie się przed komisją uniwersytecką nago. Uważał, że „najwyższą realnością metafizyczną jest naród, a najwyższym źródłem poznania świadomość narodowa”*; dla niego naród był wspólnotą ducha. Łączył rozwój osobisty, jednostkowy z rozwojem całego narodu – uważał, że droga do niepodległości państwa polskiego powinna zacząć się od opanowania własnych żądz, złych nawyków, nałogów i egoizmu. Namawiał swoich studentów do rezygnacji z tytoniu, alkoholu i hazardu. Warto wspomnieć, że Wincenty Lutosławski był zasłużonym badaczem myśli Platona, autorem pierwszego, polskiego podręcznika do… jogi, a także założycielem koła abstynentów.

Na zupełnie innym biegunie stał Władysław Heinrich – pozytywista i jeden z pierwszych polskich, nowoczesnych psychologów. Zainteresowany naukami przyrodniczymi, propagował psychologię opartą na doświadczeniu i badaniu wrażeń zmysłowych. Niektórzy zwą go ojcem behawioryzmu – w swoich pracach opierał się na badaniach empirycznych, starał się również ujednolicić terminologię naukową w psychologii i oczyścić ją z metafizyki. Możemy uznać go za pioniera naukowego podejścia do psychologii w Polsce.

Filozofia i sztuka życia „pod strzechą”

Choć wśród studentów i wykształconej elity intelektualnej czytano dzieła Bergsona bądź Husserla, w księgarniach nie brakowało dzieł z zakresu „popularnej filozofii”, próbujących odpowiedzieć na pytanie, jak żyć i radzić sobie z trudną, powojenną codziennością. W momencie, kiedy na uniwersytetach roztrząsano zagadnienia dotyczące posłannictwa Polski oraz chronologię dzieł Platona, zwyczajni mieszkańcy Krakowa zastanawiali się, jak związać koniec z końcem w nowej rzeczywistości.

Wymagania własne – wygórowane – należy poskromić, bo w nich najczęściej przyczyna przygnębienia, skoro się nie ziszczają, a braki wynagradzać sobie szlachetną dumą, płynącą z czystości sumienia” – tak pisał w swoim poradniku „Zwyczaje towarzyskie – Sztuka życia” Jan Bulanda.

W sprawach ducha zwracano uwagę na życzliwość, uprzejmość i grzeczność, w sprawach ciała – na higienę i schludność. Warto jednak podkreślić, że inne względy należały się wojskowemu, inne pannie z dobrego domu, a jeszcze inne praczce czy służącej – wedle maksymy „grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna”. Sztuka życia nieodłącznie szła w parze z konwenansem i regułami towarzyskimi – utyskiwano na „rozluźnienie obyczajów” i „podążanie za modą”, czym była przykładowo…. „kupiecka uprzejmość”, czyli uśmiech od ucha do ucha względem każdego bez wyjątku.

Popularne poradniki zalecały, aby pielęgnować w sobie pozytywne nastawienie i pozytywne myśli – już wtedy zakładano, że jesteśmy tym, o czym myślimy, a negatywne myśli najpewniej staną się samospełniającą przepowiednią. Jak głosił poradnik „Sztuka życia, czyli rady przeciwko śmierci” w którym zaczytywano się przed odzyskaniem Niepodległości – „Sześćdziesiąt sekund poświęconym marzeniom – to sześćdziesiąt sekund żywotnego spokoju dla ciała i ducha”.

 

*Władysław Tatarkiewicz, Historia filozofii 3, Filozofia polska XX wieku, str. 356, Warszawa 2003