Start rozwiń menu
Serwis używa plików cookies zgodnie z polityką prywatności pozostając w serwisie akceptują Państwo te warunki

Kto dziś pamięta o pierwszych budzicielach wsi?

O polskiej wsi sprzed stu lat, galicyjskości, a także o mateczniku ruchu ludowego z radną dr Anną Prokop-Staszecką zasiadającą w Krakowskiej Radzie Programowej ds. przygotowania obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości rozmawia Michał Kozioł.

Fot. archiwum prywatne

Wywiad z Panią to druga pozycja z cyklu tekstów poświęconych 100. rocznicy oswobodzenia Krakowa spod władzy zaborczej.

Anna Prokop-Staszecka: Rzeczywiście. Pierwszy z nich dotyczył rocznicy śmierci prezydenta Lea. Tak się jakoś złożyło, że w roku 1918 Kraków nie tylko zyskał wolność, lecz także stracił kilka wybitnych postaci. Odeszli wówczas Tarnowski, Leo, Rydel. Wszyscy oni nie doczekali niepodległości.

Jednym z punktów jubileuszowych uroczystości będzie odsłonięcie kilku popiersi w parku Jordana, m.in. Wincentego Witosa. Pani jako osoba związana z ruchem ludowym z pewnością ma do tego wydarzenia emocjonalny stosunek.

Oczywiście. Ale nie tylko z tego powodu. Także jako krakowska radna, mam świadomość, że Kraków był przez wiele lat stolicą ruchu ludowego. Tutaj mieściła się redakcja „Piasta”, a wśród krakowskiej inteligencji było wielu działaczy i sympatyków Stronnictwa. Lista ich jest bardzo długa. Zasług tych ludzi dla polskiej nauki i kultury nie sposób przecenić. Podobnie jest z zasługami, jakie miał dla Polski Wincenty Witos, prezes Polskiej Komisji Likwidacyjnej. W roku 1918 ludowcy byli wielką, chyba nawet największą siłą polityczną w zaborze austriackim. Nie tylko zdecydowanie domagali się niepodległości, ale także zgodnie współpracowali z innymi ugrupowaniami w ramach Komisji Likwidacyjnej.

Czyli swego rodzaju „galicyjskiego”, lokalnego rządu?

rzyznam się, że nie jestem entuzjastką tak zwanej „galicyjskości”. Zwłaszcza teraz, w setną rocznicę odzyskania niepodległości, może ona wręcz irytować. Cóż to tak naprawdę była owa mityczna „Galicja”? Przecież tak wiedeńscy biurokraci nazwali ziemie zagrabione w pierwszym rozbiorze Polski. A patrząc na to z krakowskiej perspektywy, musimy pamiętać, że dawne Wolne Miasto Kraków przechrzcili Austriacy na Wielkie Księstwo Krakowskie, a więc w naszym krakowskim, lokalnym wymiarze, ta galicyjskość też jest mocno wątpliwa.

Ale wróćmy do Wincentego Witosa…

Zasługi prezesa Witosa dla Polski, dla niepodległości, trudno przecenić. Podobnie jak i zasługi ruchu ludowego. Pamiętajmy, że działał on w specyficznych warunkach zaboru austriackiego, który nie uczestniczył w rozbudzeniu, jakie przyniosły czasy stanisławowskie. Tutaj czas zatrzymał się na roku 1772. Efektem tego zacofania była też rabacja galicyjska, absolutny szok dla emigracyjnych i krajowych demokratów. W 1846 r. chłopi w Małopolsce wierzyli austriackim urzędnikom, a nie rewolucyjnym agitatorom w rodzaju Edwarda Dembowskiego. Byli chłopami „cesarskimi”. 70 lat później małopolska wieś była wsią polską, a chłopi byli już świadomymi obywatelami. Dlaczego tak się stało? To był efekt pracy Wincentego Witosa i tysięcy ludowych działaczy, zarówno chłopów, jak i inteligentów w pierwszym pokoleniu. Niestety są oni obecnie w większości zapomniani. No bo kto dziś pamięta o tych pierwszych budzicielach wsi, o ks. Blaszyńskim, ks. Stojałowskim, Średniawskim, braciach Potoczkach, Stapińskim czy wreszcie o wspominanym w „Weselu” pośle Franciszku Ptaku rodem z Bieńczyc, a więc, biorąc pod uwagę dzisiejsze warunki – z Krakowa?

Czyli w 1918 r. chłop galicyjski nie był już „cesarski”?

Cztery lata wojny skutecznie wyleczyły wieś ze wszelkich habsburskich sentymentów. Ojcowie, mężowie i synowie ginęli na odległych frontach, a zwłaszcza na włoskim, czyli – jak wtedy mawiano – taliańskim. A tutaj w domu była bieda. W latach 1914–1915 rabowali Rosjanie. „Nasze”, czyli austriackie wojsko, też nie było lepsze. Czeskie pułki nie zostawiły po sobie najlepszych wspomnień. Rekwizycje wojenne potwornie zubożyły wieś. Ludzie mieli dość wojny, ale kiedy w roku 1920 niepodległość była zagrożona, chłopi na apel Witosa poszli bronić Polski.

Powszechnie uważa się tarnowskie za matecznik ruchu ludowego i że to właśnie żołnierze rodem spod Tarnowa przyczynili się do oswobodzenia Krakowa.

Już porucznik Antoni Stawarz, który był inspiratorem krakowskich wydarzeń z 31 października 1918 r., w swoich pamiętnikach zwrócił uwagę na pewien paradoks. Jego podkomendni, żołnierze 57. pułku piechoty, pochodzili z tarnowskiego, byli potomkami uczestników rabacji. Ich pradziadowie przyczynili się do likwidacji ostatniego skrawka niepodległej Polski, czyli Wolnego Miasta Krakowa, oni zaś oswobodzili Kraków spod władzy zaborczej.

dr Anna Prokop-Staszecka – dyrektor naczelny Krakowskiego Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II w Krakowie, krakowska radna, członek Krakowskiej Rady Programowej ds. przygotowania obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości.

Tekst ukazał się w dwutygodniku KRAKÓW.PL

pokaż metkę
Autor: MICHAŁ KOZIOŁ
Osoba publikująca: TOMASZ RÓG
Podmiot publikujący: Biuro Prasowe
Data publikacji: 2018-02-28
Data aktualizacji: 2018-02-28
Powrót

Zobacz także

Znajdź