Kultura rozwiń menu
Serwis używa plików cookies zgodnie z polityką prywatności pozostając w serwisie akceptują Państwo te warunki
Fotografia wydarzenia
  • Data:

    2024-06-28 - 2024-07-21

  • Kategoria:

    Wystawy czasowe

W 2016 roku wśród artystów i artystek, kuratorów i kuratorek, studentów i studentek zaczęła krążyć niewielka, na pierwszy rzut oka niepozorna książka. Wieści o niej przekazywane były pocztą pantoflową, co zwykle oznacza, że dana publikacja jest nie tylko wartościowa, ale też wkrótce będzie miała szerokie oddziaływanie. Książka, wokół której z czasem wytworzył się pewien kult, nosiła tytuł Tell Them I Said No [Powiedz im, że odmówiłem]. Był to niewielki zbiór esejów, w których Martin Herbert, niemiecki pisarz i krytyk, badał koncepcję odpoczynku i wycofania się ze świata sztuki. Jeśli dla artystek i artystów istotnym aspektem funkcjonowania w systemie sztuki współczesnej jest ciągła obecność, angażowanie się, autopromocja i sprzedaż, co się dzieje, gdy ktoś mówi „nie”, rezygnuje z wyścigu szczurów lub wręcz się mu sprzeciwia?

Herbert we wspomnianych esejach przyglądał się ideom i strategiom przez pryzmat praktyk wielu artystów i artystek, którzy na różnych etapach swej działalności i w rozmaity sposób decydowali się powiedzieć „nie”. Dziś „nie” jest słowem o ogromnej mocy, również poza światem sztuki. Ciężka praca stała się niemal imperatywem moralnym. Żyjemy w niezwykle silnej presji – wewnętrznej i społecznej, wierząc, że tylko dzięki pracy jesteśmy w stanie coś osiągnąć. Do tego dochodzą rzadko nadarzające się okazje i wysokie oczekiwania.  W takiej rzeczywistości mówienie „tak”, godzenie się na wszystko stało się standardem, podstawowym założeniem, którego przyjęcie okazuje się konieczne do zbudowania jakiejkolwiek kariery. Ma to jednak swoją cenę. Stres, wypalenie zawodowe, przepracowanie i wyczerpanie to terminy, które są nam dziś doskonale znane. Nie musimy mierzyć się z konsekwencjami trwającej całe dekady „kultury zgody”. Nadszedł czas, by podważyć jej zasadność. Co by się stało, gdybyśmy powiedzieli „nie”?

Gabriela Marciniak w pracy Wczesna emerytura  wychodzi od tych rozważań, ale posuwa się o krok dalej. A co, jeśli zamiast odmowy po prostu udalibyśmy się na emeryturę? Co by się stało, gdyby odmowa nie była sporadyczna, ale konsekwentna, systematyczna, wyrażona już w młodym wieku i nieodwracalna? Dzieło Gabrieli stanowi fascynujący zapis obserwacji na temat naszego stosunku do czasu, produktywności, osobistego sukcesu i statusu społecznego. W zachodnich społeczeństwach emerytura w dużej mierze postrzegana jest jako nagroda, cel, który osiągamy pod koniec produktywnego i obfitującego w sukcesy życia. Tak przynajmniej się to jawiło przez całe dekady.Uważano, że w momencie przechodzenia na emeryturę wszystkie oczekiwania zostały już spełnione, a praca wykonana. Dana osoba zyskiwała przyzwolenie społeczne na to, by zrezygnować z wyścigu szczurów i skupić się na sobie. Mogła cieszyć się czasem, który jej pozostał w kapitalistycznym cyklu produkcji, konsumpcji, prowadzącym do nieuchronnego końca życia. Dla młodszych pokoleń emerytura jawi się niemalże jak nieosiągalny cel, marzenie, a na pewno przywilej. Gdy socjaldemokratyczne systemy polityczne mierzą się z najgłębszym kryzysem od stu lat, a napędzane kapitalizmem nierówności spadają niczym zaraza tak na jednostki, jak i na całe społeczności, wszelkie idee związane z wypoczynkiem, przyjemnością czy emeryturą wydają się zwyczajnie nierzeczywiste. Czy zatem mamy moralne prawo do odzyskania  tego czasu i do odpoczynku? Czy możemy to zrobić w młodym wieku? Co sprawia, że zasługujemy na odpoczynek? Czy możemy zwolnić? Czy możemy spowolnić czas?

Wcześniejsza emerytura Gabrieli zaprasza nas do innego wymiaru – wymiaru zawieszonego w czasie i przestrzeni. Tajemnicza, pełna przepychu dekadencja sanatorium jest wyrazem licznych wizualnych i konceptualnych odniesień artystki do jej dzieciństwa, spędzonego w Polsce. Podążamy za nią przez wyobrażone życie na emeryturze, wypoczynek i dbanie o własny dobrostan, przez raczenie się smakołykami i wreszcie przez luksus, jakim jest marnowanie czasu. W jej fantazji emerytura, w swojej kwintesencji i sile, oznacza folgowanie zachciankom. Nie mając absolutnie nic do roboty, całe dni spędza w kurorcie, tym samym, do którego wyjeżdżałaby jej babcia. Przesiaduje przy basenie, udaje się na masaże, spożywa smaczne przekąski i czerpie z tego wszystkiego przyjemność. A co najważniejsze, kontempluje upływ czasu, który nagle stał się nieznaczącym szczegółem.

Za pomocą wielowarstwowej instalacji Marciniak tworzy sensualny, wyobrażony ekosystem. Wykorzystuje wideo, obrazy fotograficzne i ścieżki dźwiękowe, by poprowadzić nas po przestrzeni wystawienniczej tak, jakbyśmy odbywali podróż do uzdrowiska. By wejść do świata artystki, musimy zaangażować wszystkie zmysły, a ona zaś pokazuje nam, jak mogłoby wyglądać zupełnie inne życie. Prezentuje nam życie obfitujące w otwarte scenariusze i wiele możliwych zakończeń, skoncentrowane na uzdrawianiu i pobłażaniu. To życie, w którym kolory są dostatecznie jaskrawe, by rozpraszać światło, lecz nie tak nasycone, by stały się przytłaczające. Życie pełne przyjemności, w którym najważniejszą kwestią jest czekanie, aż cukier rozpuści się w wodzie.

Wystawa w ramach Sekcji ShowOFF Miesiąca Fotografii.

Miejsce: Galeria Art Industry Standard, ul. Wrocławska 56, Kraków